środa, 18 grudnia 2013

Trzydniowiański Wierch

Pierwszym miejscem, w które chcę Was zabrać jest szczyt polskich Tatr Zachodnich - Trzydniowiański Wierch. Jednocześnie był to chrzest bojowych moich butów trekkingowych i przyznam się, że spisały się doskonale! Nawet mnie nie otarły, co podobno rzadko się zdarza! Być może spowodowane było to moją ogromną euforią wynikającą z tego, że po roku czasu mam ponowną możliwość chodzenia po górach! Sama trasa prowadząca na szczyt początkowo dała w kość - ostre nachylenie i ścięte drzewa leżące miejscami na ścieżce powodowały, że trzeba
było włożyć sporo wysiłku - zarówno fizycznego, jak i umysłowego - "jak iść żeby się nie zaczepić?". Ale ... było warto! To właśnie lubię w górach: wysiłek, który jest nagradzany pięknymi widokami. Nie wiem jak Wy, ale ja po wędrówkach górskich wracam totalnie odprężona i ze zwiększoną motywacją do działania, powiedziałabym nawet, że wzrasta pewność siebie, "przecież dałam radę tam, dam radę i tu!". Mimo, że w tym roku mój pobyt w górach był krótki, bo zaledwie 3 dniowy to naładowałam akumulatory niesamowicie. Jednak akumulatory mają to do siebie, że się rozładowują po jakimś czasie - stwierdzam, że potrzebuję gór, tęskni mi się za nimi już! Wracając do tematu: wyruszamy z parkingu przy Siwej Polanie i Doliną Chochołowską (zielonym szlakiem) wędrujemy około 2 godzin i 15 minut - ten etap jest bardzo łatwy, wręcz relaksacyjny: las, ścieżka... Kiedy docieramy do rozwidlenia szlaku, "przenosimy" się na szlak czerwony, którym będziemy wędrowali dwie godziny i 10 minut na Trzydniowiański Wierch - tutaj niestety nie możemy pochwalić się genialnymi widokami,  bo ... drzewa wszystko zasłaniają,  ale z każdym krokiem jest lepiej! Tak na prawdę cała "zabawa" rozpoczyna się na czerwonym szlaku - wspominałam wcześniej o ściętych i leżących drzewach, na późniejszym etapie dochodzi kosodrzewina przed którą ostrzegali nas schodzący tamtędy turyści. Osobiście nie wiem o co chodziło z tą kosodrzewiną, bo na mnie nie zrobiła wrażenia, po prostu trzeba było bardziej uważnie wybierać miejsca do postawienia stopy i nie patrzeć się w chmury (a ograniczenie patrzenia w chmury było bardzo trudne!). Pogoda była przepiękna, serio! Cieplutko, lekki wiaterek - teraz mi tego brakuje, ale ... jeszcze jakieś 4 miesiące i będzie lepiej! :) Następnym razem pokażę Wam widoki ze szczytu i z powrotu - powrót był bardziej spektakularny pod względem widokowym! :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz