Pierwszy tydzień na uczelni dobiegł końca, na szczęście towarzyszyła mu polska złota jesień. Generalnie każdego dnia wspominałam "moje wielkie tunezyjskie wakacje". Tęskni mi się za słońcem, piaskiem i morzem - a jeszcze kilka miesięcy temu twierdziłam, że niemożliwe jest abym polubiła morze i wszystko co z nim związane, ale jak to się mówi: "tylko krowa nie zmienia zdania". Tęskni mi się za specyficzną mentalnością tamtejszej ludności, ich serdecznością i uśmiechem. Tam wszyscy wydają się być szczęśliwymi i radosnymi, uśmiechają się do ciebie, machają, zaczepiają i pytają "jak się masz?". Pomijam oczywiście fakt nagabywania na targach, bo w pewnym momencie stało się to denerwujące, potem się do tego po prostu przyzwyczaiłam.
Cały wyjazd był
wielką niespodzianką - pominę tutaj jego historię i okoliczności, ale
przez dobre 2 tygodnie byłam pewna, że rzekomy wyjazd to ... po prostu
żart, bo przecież niemożliwe, że za dwa miesiące mogę lecieć na wakacje
do Afryki (nadal to brzmi dla mnie jak coś nieosiągalnego), a jednak!
Dopiero tydzień przed wyjazdem dotarło do mnie, że już niedługo znajdę
się na innym kontynencie, będę doświadczała innego klimatu, poznam
nowych ludzi i kulturę. Wielka ekscytacja, a zarazem niepewność i strach
przed tym, co nieznane - mój angielski nie jest zbyt dobry, nigdy nie
leciałam samolotem, aż w końcu nigdy nie byłam na wakacjach ani nad
morzem, ani zagranicą, strach, że się nie odnajdę, że mi się nie
spodoba, że będę chciała po prostu wracać. Muszę przyznać, że już w
momencie wysiadania z samolotu i pierwszego oddechu tamtejszym
powietrzem poczułam się jak u siebie, jakbym właśnie wróciła do domu po
długiej podróży. Fantastyczne uczucie!
Zmieniając
temat: na mojej mapie marzeń widniało jedno zdjęcie przedstawiające
góry, morze i piasek - to wszystko było na wyciągnięcie mojej ręki! O
mapie marzeń napiszę już wkrótce - zarówno o sposobie jej wykonania jak
też o tym, co zostało przełożone z kawałków papieru na moją
rzeczywistość. W tajemnicy powiem, że po trzech miesiącach od jej
wykonania spełniło się około 50% moich marzeń, a być może więcej - nie
liczę już tego, nie sprawdzam. Po prostu się dzieje! :) Gdyby ktoś
cztery miesiące temu powiedział mi "zrób mapę marzeń, a zaczną się
spełniać" postukałabym się palcem w czoło i stwierdziła, że to
niemożliwe. Dzisiaj najchętniej zmusiłabym wszystkich ludzi, których mam
dookoła siebie, aby zrobili taką mapę marzeń i celów życiowych, bo na
prawdę warto. Jestem tego żywym przykładem.
W chmurach... |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz